Przedmowa do filmu zdawałoby się wszystko tłumaczy, pomimo to pierwsza scena zapowiada tajemnicę, którą widz stopniowo będzie odkrywał. Udziela się specyficzny nastrój zasępienia i melancholii, choć na początku wiemy tylko, że to opowieść o elitarnej szkole z internatem. Potem dowiadujemy się prawdy, która jest wstrząsająca.
Cała historia koncentruje się na trójce przyjaciół z Hailsham, czyli Kathy (Carey Mulligan), Tommy'm (Andrew Garfield) i Ruth (Keira Knightley), których dzieciństwo jest przygnębiające i ograniczone, ale nie znają oni innego życia, są tylko do niego przyuczani na specjalnych zajęciach odgrywając sceny mogące rozgrywać się w rzeczywistości.
Pomimo tego, trójka przyjaciół podobnie jak ich rówieśnicy w „normalnym świecie” dorastają i przeżywają towarzyszące temu uczucia czyli miłość, zazdrość, rozczarowanie oraz inne osobiste doznania. Mają przy tym świadomość, że pewnego dnia „spełnią się” oddając swoje organy osobom, z których zostały sklonowane (!!)
Poza ogólnym mrocznym dramatem występującym w filmie, obserwujemy też tragiczny wątek miłosny rozgrywający się pomiędzy głównymi bohaterami, polegający na niespełnionej we wczesnej młodości miłości Kathy i Tommy’ego, która została zaprzepaszczona udziałem Ruth działającej egoistycznie na rzecz własnych lęków. Po latach dręczona wyrzutami sumienia przyznaje się do swoich wyrachowanych poczynań i uświadamia przyjaciołom ich szczere uczucia wobec siebie. Niestety nie mają oni zbyt wiele czasu, by się sobą nacieszyć….
Film ten w swoim zamierzeniu przedstawia uniwersalną prawdę mówiącą o tym, że życie jest ulotne i wszyscy kiedyś umrzemy będąc w tym tak naprawdę sami. Człowiek czasem chwyta się różnych teorii, żeby przetrwać. Jest to przygnębiające, ale i realistyczne. Przy tym wszystkim jak stwierdza główna bohaterka „ludzie nie rozumieją swoich wzajemnych przeżyć albo czują, że mają na to czas”.
Historia wychowanków Hailsham to analogia do życia przeciętnego człowieka. Ich egzystencja ze świadomością „spełnienia się”, która może przyjść w każdym momencie jest identyczna jak w życiu normalnych ludzi.
"Never Let Me Go" powstało jako adaptacja powieści Kazuo Ishiguro, która podobno w swojej narracji i rozwijaniu akcji jest lepiej skonstruowana niż została przełożona na język filmu, więc mam kolejną pozycję do sprawdzenia… Aczkolwiek znając jej treść na pewno nie będzie już tak wciągająca.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz