Dzisiejsze pochmurne popołudnie skłoniło mnie do ponownego obejrzenia obrazu „Julie & Julia” i był to mile spędzony czas. Film przedstawia wątki z życia Julii Child (guru kuchni francuskiej i gwiazdy programów kulinarnych) oraz pisarki Julii Powell, które moim zdaniem zostały umiejętnie połączone choć rozgrywają się w innym miejscu i czasie.
Jest to opowieść o tym, że nawet tak trywialne zajęcie jak gotowanie może nadać życiu sens i posłużyć do tego, by odnieść sukces. Potwierdzają to dwie główne postaci w tym filmie. Pierwsza z nich to Julia (Meryl Streep), która po przyjeździe z mężem do Francji z nudów zapisała się na kurs gotowania i po jego ukończeniu postanowiła wydać książkę kucharską z kuchnią francuską dla Amerykanów. Druga, to pragnąca coś zmienić w swoim życiu urzędniczka (w tej roli Amy Adams), która postawiła sobie za cel zrealizowanie wszystkich przepisów Julii Child w przeciągu roku. Swoje poczynania opisywała na blogu, który z czasem zyskał sporą popularność. Wynikło z tego mnóstwo perypetii, jednak wszystkie sprowadziły się do tego, że niespełniona pisarka w końcu wydała swoją książkę na podstawie blogowych zapisków.
Oprócz samych historii obu Pań, z których płynie duża mądrość życiowa najbardziej ujęła mnie gra aktorska Meryl Streep i Stanley’a Tucci (znowu razem po „Diabeł ubiera się u Prady”). Stworzyli niesamowite kreacje aktorskie. Meryl Streep zamieniła się w autentyczną Julię Child (oglądałam oryginalne programy z jej udziałem), jej mowa, sposób poruszania się, gesty, mimika oddają wiernie pierwowzór tej postaci, natomiast Stanley Tucci w roli męża Paula to wiernie kochający mąż, który niesamowicie wspierał żonę będąc jej przyjacielem, doradcą i zawsze czułym wielbicielem. Po prostu idealny związek, w który uwierzyłam za sprawą ich gry aktorskiej.
Niektórych może nie zadowolić końcówka filmu, z której dowiadujemy się, że autentyczna Julia Child nie była zachwycona poczynaniami Julie Powell, która na podstawie jej przepisów odniosła sukces, jednakże mnie to nie zawiodło, a wprost przeciwnie nadało tej opowieści życiowy charakter… no, ale w końcu obie te historie napisało życie i chyba dlatego ogląda je się tak dobrze.
Polecam ten film na poprawę humoru w nudne popołudnie i nie tylko… Bon appétit! :D

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz