poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Zakochane Miasta





W ostatnich dniach będąc na zakupach natrafiłam na fajną kolekcję filmów zatytułowaną Zakochane Miasta. Jak to zazwyczaj bywa, uległam pokusie i weszłam w ich posiadanie. Pierwszym z nich, który obejrzałam był Zakochany Nowy York. Jakiś czas temu miałam okazję go oglądać, więc może dlatego poszedł na pierwszy ogień zgodnie z wolą przypomnienia go sobie.

Zakochany Nowy York



Reżyseria: Randall Balsmeyer, Natalie Portman, Yvan Attal, Brett Ratner (...)
Scenariusz: Israel Horovitz, Jeff Nathanson, Anthony Minghella (...)
Obsada: Bradley Cooper, Natalie Portman, Andy Garcia, Orlando Bloom,                            Christina Ricci, Ethan Hawke, Blake Lively, Shia LaBeouf (…)
Produkcja: USA 2009
Gatunek: melodramat
Oryginalny tytuł: New York, I Love You

12 różnych ujęć prezentujących mieszkańców Nowego Yorku i wycinek z ich codzienności, który filmuje Zoe (Emilie Ohana) przemierzając miasto i spotykając przypadkowych ludzi.

Każda z przedstawionych w tym filmie opowiastek została wyreżyserowana przez innego reżysera, ale nie jest to odczuwalne, wszystkie historie zdają się łączyć w całość, tym bardziej, że niektórzy bohaterowie przenikają do innych wątków filmu, a motywem przewodnim są różne aspekty miłości. 

Każda historia jest nasycona silnymi emocjami i uczuciami bohaterów. W tych krótkich ujęciach przejawia się duża część ich życia. Traktują o  ich problemach, pasjach, namiętnościach, pragnieniach, o ich sposobie na życie. Wszystkich bohaterów łączy potrzeba drugiego człowieka, uczucia do niego, które ją samą buduje i pozwala stać się kimś lepszym.  Na przykładzie chwil z życia postaci widać, iż ludzie w różny sposób ukazują sobie uczucia. Można je zobaczyć w spojrzeniach, gestach, czasem nie potrzebne są nawet słowa. Każde uczucie też ma inny wymiar i w inny sposób się przejawia. Znamienny też jest przekrój wiekowy bohaterów, począwszy od małej dziewczynki wielbiącej swojego tatę do pary zrzędzących, ale kochających się staruszków.

Myślę, że będę wracać do tego filmu, który poprzez niektóre niezakończone historie pobudza wyobraźnię, skłania do myślenia i zachwyca niezwykłym nastrojem, dzięki nostalgicznej muzyce.




Zakochany Paryż


Reżyseria: Gérard Depardieu, Joel Coen, Wes Craven, Gus Van Sant (...)
Scenariusz: Joel Coen, Gus Van Sant, Ethan Coen, Walter Salles (...)
Obsada: Natalie Portman, Juliette Binoche, Willem Dafoe, Bob Hoskins, Nick                   Nolte, Elijah Wood (…)
Produkcja: Francja, Niemcy, Szwajcaria, Liechtenstein 2006
Gatunek: dramat, romans, melodramat
Oryginalny tytuł: Paris, je t'aime


Kupując te filmy razem w pakiecie, nie sposób ich nie porównać, tym bardziej, że są do siebie podobne zarówno poprzez formę jak i temat przewodni. Moim zdaniem ujęty jednak w zupełnie inny sposób.

Przede wszystkim europejski pierwowzór Zakochanych Miast jest o wiele bardziej wielowymiarowy, bo pokazuje nie tylko uczucia bohaterów i targające nimi emocje, ale również ich podświadomość i nieznane rejony ich własnych zachowań. Jest też miejscami o wiele bardziej tragiczny, niż jego amerykański następca, bo oprócz przelotnych miłostek, czy szczęśliwych związków mamy też śmierć dziecka, przemoc, okrutne zabójstwo, czy bolesne poświęcenie się matki dla dziecka.

O ile Zakochany Nowy York jest o wiele bardziej optymistyczny, o tyle Zakochany Paryż pokazuje prozę życia, a w niej dopiero skalę i różnorodność uczuć bohaterów. Jednakże w amerykańskiej wersji przedstawione historie jakoś łączą mi się w całość, a dodatkowo zespala je na wpół widoczne oko kamery Zoe. Natomiast w Zakochanym Paryżu każda historia to odrębna bajka, co podkreślają dodatkowo napisy  wyświetlane w trakcie filmu wskazujące na określone miejsca w Paryżu, w którym rozgrywa się dana historia i nazwisko reżysera, który tworzył dany wątek. Samych historii też jest więcej, więc film automatycznie jest dłuższy, co nie przemawia na jego korzyść.

Ciężko zdecydować, które Zakochane Miasto jest lepszym filmem, gdyż oba mają specyficzny nastrój i określony sposób przedstawienia tematu, który daje do myślenia i świadczy o jego wartości. Ośmielę się jednak stwierdzić, iż Zakochany Nowy York obejrzałam z większym zaciekawieniem, gdyż tam historia głównych bohaterów zapętla się wiedziona instynktem szczęśliwego zakończenia, co dało mi większą satysfakcję z jego oglądania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz